sobota, 24 sierpnia 2013

(Stado Ognia) od Tanyi Akashia

Ta dziewczyna, która wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć musiała nazywać się Lucy, to chyba do niej mówił ten chłopak.
Zbadali mnie spojrzeniem:
 - Ja jestem Gavin - przedstawił się. - A to Lucy. Mówisz, że chcesz dołączyć, a więc witam w stadzie smoków ognia.
 - Dzięki - odparłam rozglądając się po jaskini.
 - Ja idę, a ty odpocznij i nawet nie waż się wyjść z jaskini - zwrócił się do Lucy i wyszedł.
Gavin wyszedł, ja milczałam. Odczekałam parę minut i również wyszłam, mówiąc na pożegnanie do Lucy.
 - To ja też idę.
Na plecach miałam łuk i kołczan. Tak właściwie to niedawno jadłam, ale nie miałam ochoty siedzieć w obcej mi jaskini z obcą mi Lucy. Czułam się trochę niezręcznie z nią, ponieważ... Ech, nieważne.
Również nie zamierzałam kłaść się spać, bo wciąż nasuwał się mi tamten realistyczny sen. Nie miałam ochoty również tworzyć, nie dzisiaj. Miałam na to za bardzo rozbiegane myśli.
Przypomniało mi się, że zawsze pragnęłam mieć siwą klaczkę konia, byłoby fantastycznie taką posiadać. Chyba od zawsze kochałam te dumne istoty.
Nie sądziłam, aby były tutaj konie, ale pomarzyć zawsze o nich można.
Spacerowałam po lesie, wsłuchując się w śpiew ptaków, a także inne odgłosy przyrody. Nagle zobaczyłam malutkie drzewko, które musiało zostać wyrwane z korzeniami przez jakąś nieostrożną istotę. Może i nie byłam smokiem żywiołu ziemi, ale wyczuwałam cierpienie, a ta roślina cierpiała na swój sposób.
Schyliłam się i zasadziłam je z powrotem, a następnie znalazłam najbliższe źródełko z wodą i pochyliłam się nad nią, wyciągając rękę, jednocześnie sprawiłam, że woda magnesowała się z moją ręką, co sprawiło, że siłą przyciągania sama przylegała do mojej ręki.
Wróciłam do drzewka i przy jego łodydze (która w przyszłości zamieni się w pień), uwolniłam wodę, a potem sprawiłam, że drzewko zawsze będzie przyciągało wodę, jeśli będzie jej potrzebować. Teraz powinno rozwijać się bez najmniejszych przeszkód.
Moje wargi uniosły się w cieniu uśmiechu.
Wyczuwałam ból roślin, ale o wiele silniejszy był u zwierząt, nie mówiąc już o ludziach, smokach lub innych istotach, które akurat odbierałam najsilniej.
Szłam dalej i znalazłam rannego jelonka.
Mogłabym ukrócić mu życie i mieć pożywienie, ale nie miałam na to ochoty.
Jelonek cierpiał i czułam jak serce napełnia mu się nadzieją na mój widok.
Nie musiałam czytać w jego myślach, aby wiedzieć, że prosi mnie o pomoc, ja to czułam w jego emocjach.
Podeszłam do niego i pochyliłam się nad nim. Zamknęłam oczy starając się nawiązać silniejsze połączenie empatyczne, aby wiedzieć, gdzie go dokładnie boli.
Kiedy otworzyłam oczy, znałam już powód bólu. Zdecydowanym ruchem oderwałam kawałek materiału sukni, który zaraz został zastąpiony nowym i delikatnie nastawiłam mu jego nogę, a następnie unieruchomiłam.
Podniosłam go, a gdy lekko zaprotestował, przesłałam mu uczucie spokoju i bezpieczeństwa, dając mu do zrozumienia, iż nic mu nie zrobię.
Zaniosłam go nad, wcześniej odnalezione źródełko, gdzie rosło dużo trawy, którą mógł się pożywić i go zostawiłam.
I tak oto zaczęłam chodzić od zwierzęcia do zwierzęcia, które potrzebowało pomocy i od rośliny do rośliny, aż w końcu nadszedł wieczór i musiałam wrócić do jaskini.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz