czwartek, 22 sierpnia 2013

(Stado Ognia) od Gavina

 Lucy miała mi już to powiedzieć ale wtedy do jaskini weszła nieznajoma dziewczyna.
- Witam - powiedziała cicho  - Jestem Tanya. Tanya Akashia, smok ognia i chciałabym się przyłączyć do stada.
- Ja jestem Gavin, a to Lucy. - wskazałem na siedzącą dziewczynę. - Mówisz że chcesz dołączyc, a więc witam w stadzie smoków ognia.
- Dzięki. - powiedziała i rozejrzała się po jaskini.
- Ja idę a ty odpocznij i nawet się nie wasz wyjść z jaskini. - powiedziałem stanowczym głosem do Lucy, po czym wyszedłem z jaskini.
 Ledwo co wyszedłem z jaskini a przede mną pojawił się Darathi.
- Coś się stało?
- Już są na granicach twoich terenów.
 Zamieniłem się w smoka i odleciałem bez żadnego słowa. Gdy byłem niedaleko granic zobaczyłem pięć postaci na dole. Łowcy. Zamieniłem się w człowieka i bezszelestnie zleciałem na ziemie. Zawołałem cicho moje widma i dałem im rozkaz żeby przyleciały mi z pomocą tylko wtedy gdy dam im sygnał. Oparłem się o pień drzewa i zacząłem się bawić moim sztyletem. Słyszałem jak się zbliżają i śmieją się z czegoś. Gdy zobaczyli mnie zrobili poważne miny i obeszli mnie półkolem.
- No,no kogo ja tu widzę. - powiedziała rudowłosa dziewczyna.
- Hm...jak tak pomyśleć to człowieka ze skrzydłami.
- Może przejdźmy do rzeczy. 
- No nareszcie. Myślałem że nie zaproponujesz. - powiedziałem i szybkim ruchem wbiłem sztylet w pierś jakiegoś chłopaka.
 Wyciągnąłem sztylet a on upadł na ziemie krwawiąc. Dziewczyna spojrzała się na mnie tak jakby chciała mnie zabić wzrokiem. Zaczęła się walka między mną a łowcami. Gdy zabiłem pozostałą trójkę musiałem jeszcze zabić dziewczynę. Gdy się do niej powoli zbliżałem ona się z strachem w oczach cofała do tyłu puki nie oparła pleców o pień drzewa. Co jak co ale poszło za łatwo. 
- Oszczędź mnie. - poprosiła drżącym głosem.
- Wiesz, że nie mogę. Ale odpowiesz mi na kilka pytań.
- Dobrze...
- Kto wam zlecił zabicie mnie?
- Nas stworzyciel.
- A nim jest?
- Nie,nie mogę powiedzieć. - mówiąc to spuściła głowę.
- Wielka szkoda.- wymawiając te słowa wbiłem sztylet w jej klatkę piersiową.
 Gdy wyjmowałem sztylet z jej klatki wypadł jakiś kamień z jej sakiewki. Wziąłem go i schowałem w swojej sakiewce. Przeszukałem resztę. Oni też je mieli. Wzleciałem w powietrze i poleciałem na najbliższą rzekę, w której się wykąpałem i zmyłem krew łowców. Gdy wykonałem tą czynność poszedłem się przejść przez las do swojej jaskini.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz