środa, 24 lipca 2013

(Stado Ognia) od Tanyi Akashia

 Wędrowałam już od dłuższego czasu. Nigdzie nie zatrzymywałam się na dłużej niż pół roku. Uważałam, że nie pasuję do innych smoków, ale czy był sens szukać dalej jakiegoś miejsca, gdzie mogłabym pomieszkać o wiele dłużej, niż do tej pory. W sumie nie zdziwiłabym się, gdybym nie pasowała do kolejnego miejsca. Jeszcze nigdy nie spotkałam smoka, który by się interesował poezją czy powieściami i właśnie dlatego wyciągnęłam wniosek, iż jestem dziwna.
Wyrwałam się na chwilę z zamyślenia i wzniosłam się o kolejne 100 metrów wyżej, aby objąć wzrokiem tereny, których jeszcze nie znałam. Wyglądały mi na przyjazne, chociaż miałam doświadczenia, które nauczyło mnie, że pozory mogą mylić, gdy wreszcie dotarłam te 100 metrów w górę zaczęłam analizować teren w poszukiwaniu zakątka idealnego dla smoków ognia, a jak go znalazłam ogarnęły mnie wątpliwości.
To miejsce wyglądało już na zamieszkane, chociaż nie zatłoczone. Zastanawiałam się, czy rzeczywiście warto spróbować znowu z kimś zamieszkać. W sumie i tak nie polowałam już od dłuższego czasu, a ziemi nie dotykałam przez ostatni miesiąc. Po prostu ciągle leciałam dniami i nocami z niezbyt szybkim tempem, ponieważ to nie były wyścigi, a gdy byłam w okolicy całkowicie niezamieszkanych terenów odwróciłam grawitację i dalej poruszałam się bez problemów, jednocześnie wypoczywając.
Zaczęłam ostro pikować w dół, a w momencie, kiedy byłam 3 metry nad ziemią rozprostowałam skrzydła i wyhamowałam swój pęd, a po chwili na miejscu smoka stała dziewczyna o blond włosach.
- Niezłe lądowanie - oceniłam.
  Ruszyłam dalej ścieżką uważając, aby nie zahaczyć swoją suknią o drzewa, albo jej nie pobrudzić, ale po chwili z tego zrezygnowałam i po prostu ją opuściłam. Po kilku minutach wędrówki na nią spojrzałam i zaskoczył mnie jej stan, wciąż była perfekcyjnie czysta, mimo, że miała już kontakt z błotem.
Zerknęłam na niebo i zdałam sobie sprawę, że jest już niezwykle późno. Uznałam, że chyba nic się nie stanie jeśli się zdrzemnę.
- Kiedy słońce zachodzi
Księżyc wschodzi
Podróżnym drogę wskazuje
Łunę światła im podarowuje
Swoim delikatnym blaskiem
...
Nie wiedziałam, co dalej wymyślić i po raz setny tego dnia uznałam, że powinnam sobie darować próby twórczość. Wena nachodziła mnie jedynie w momentach, kiedy targały mną silne emocje, co jest prawie niemożliwe, ponieważ ja mam bardzo duży dystans wyrobiony do życia i nieraz czuję się tak, jakbym kierowała marionetką i nawet jej śmierć mnie nie dotyczyła, przez co nie okazuję zbyt wielu emocji. Jeszcze nigdy nie płakałam, ani nigdy się nie uśmiechnęłam. Nawet próbowałam się zmusić, ale moja mina jak zawsze pozostawała poważna.
Rozejrzałam się, ale moje oczy, podobnie jak inne czułe zmysły nie zarejestrowały w pobliżu niczego, co by było wielkości smoka.
- Chyba mogę odpocząć - westchnęłam i usiadłam, a następnie oparłam się o drzewo. Chwilę jeszcze się powierciłam, a potem spokojnie zamknęłam powieki, aby pogrążyć się w snach. A śniłam niezwykle intensywnie.
"Biegłam, uciekałam, ale moje senne ja, nawet nie zarejestrowało przed czym. Słyszałam jedynie upiorny śmiech, swoje własne nerwowe oddechy, a także nieregularne bicie mojego serca, ale wiedziałam, że coś mnie goniło... Coś znajomego, ale jednocześnie wrogiego, bo co do nastawiania prześladowcy nie miałam najmniejszych możliwości. Pragnął mnie zabić. Poczułam przenikliwy ból w moich ludzkich mięśniach, wiedziałam, że powinnam zamienić się w smoka, ale nie mogłam, nie potrafiłam, jakby coś zablokowało we mnie tą zdolność. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że "coś" dotknęło mojego ramienia. Przyspieszyłam, ale tylko po to, aby w rozpędzie wykonać ślizg na brzuchu i nie uderzyć w konar. Po drugiej stronie drzewa szybko wstałam ignorując ból z kilku paskudnych ran, a także fakt, iż jeśli nie zatamuję krwawienia czeka mnie niechybna śmierć.
Po chwili zza drugiej strony ogromnej rośliny wychyliła mi się znajoma sylwetka.
- Nie powinnaś biegać po nocy - stwierdził.
- Nie powinieneś mnie śledzić - odparowałam, ale w duchu skarciłam się, że byłam zbyt ostra.
- Obiecałaś, że będziesz grzecznie do nas wracać na czas doświadczeń - odparł.
  Zamiast odpowiedzieć uciekłam jeszcze dalej, nie wiedziałam skąd, ale miałam przeczucie, iż żadne słowa nie zmienią nastawienia i zamiarów tej osoby, którą powinnam znać, a jednak nie mogłam umiejscowić w którym fragmencie mojego życia go spotkałam.
Nagle obok mnie pękła gałązka, a ja pochyliłam głowę, aby przyspieszyć, ale chłopak, którego spotkałam powinien być za mną, a nie obok. Powoli i z wahaniem widocznym w moich nerwowych ruchach uniosłam głowę. Byłam otoczona."
Otworzyłam gwałtownie oczy, sen był tak realistyczny.
- Byłeś ze mną w godzinie próby
To właśnie ty doprowadziłeś mnie do zguby
Mówiono, jednak, iż taki jesteś
Smutny, poważny, głupi i wesoły
O maskach zmiennych, niczym ze smoły
Raz mi sprzyjałeś
Innym razem mnie potępiałeś
Ale już wszyscy ciebie znali
Szczęście lub pech ci przypisywali
No bo czym innym jest los?
Nie szczęściem?
Nie pechem?
Może obserwatorem?
Czy też naszego życia narratorem?

To, że zaczęłam myśleć rymami i wierszami oznaczało to, że wracam już do siebie, a skutki szoku przestają na mnie działać, ale to nie zmieniło faktu, iż było zbyt realistyczne, jak na zwykły sen, a może to coś z mojej przeszłości, która była dla mnie jedną wielką niewiadomą.
Przeciągnęłam się i wstałam: nie miałam ochoty już zasypiać. Skoro zamierzałam tutaj zamieszkać wypadałoby znaleźć przywódcę tych terenów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz