Kopnąłem kolejny kamyk, który znalazł się na mojej drodze. Jak ona mogła mi to zrobić? Dlaczego? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, ale najwyraźniej się myliłem. Ona też mnie nienawidziła, tak jak wszyscy inni. Za to kim byłem.
Może zacznę od tego, że mieszkałem jak dotąd w Stadzie Smoków z Południa. Żyły tam smoki wszystkich gatunków, jednak nad wszystkimi górowały smoki wody. Były przywódcami. Od początku pobytu w tym stadzie, smoki uznały, że mam żywioł wody. No więc wspiąłem się najwyższą półkę w hierarchii. Pewnego dnia poznałem jednak pewnego smoka mroku- Death'a. Odkrył we mnie moce mroku i zaczął je ze mną doskonalić. Kiedy Rada Smoków się o tym dowiedziała, spadłem na dno. Wszystkie smoki mnie znienawidziły, ale nie ona. Thority od zawsze była moją najlepszą przyjaciółką, a kiedy okazało się, że mam w sobie coś z mroku, dalej mnie lubiła. Ale kiedy jej rodzice-alfy- się o tym dowiedzieli...wolę nawet tego nie wspominać. Zaczęli ją podburzać przeciwko mnie. Thority miała jeszcze starszego brata, który miał zostać alfą po śmierci rodziców. Tak więc kusili Thori, że to ona zostanie alfą, a nie jej brat. Uległa. Alfy wiedziały, że wszyscy mnie tu nienawidzą, dlatego mnie wygnali, co smoki przyjęły z ogólną radością. Tak to już jest, kiedy ktoś odkrywa w kimś coś nowego. Dlatego od tamtego czasu przestałem ćwiczyć zaklęcia z Czarnej Magii i nikomu już o nich nie wspomniałem.
Tak więc wędrowałem sobie przez góry. Były dość strome, kamienie obsuwały się spod nóg, dlatego przemieniłem się w smoka. Cały czas wkurzony, końcówką ogona pokryłem całą grań lodem. Było dość zimno, wiał nieprzyjemny wiatr. Zniżyłem lot i po chwili zauważyłem pode mną jakąś polanę. Jeszcze bardziej przybliżyłem się ku ziemi, a wtedy liście na drzewach, nad którymi przeleciałem, pokrył szron. Zleciałem na polanę. Nagle rzucił się na mnie jakiś kolorowy smok i próbował mnie ugryźć. Cóż, ma się pewne doświadczenie, dlatego przeturlałem się ze smokiem i strząsnąłem go z siebie. Zamachałem skrzydłami i wzbiłem się w powietrze. Smok poleciał za mną, dopadając mnie w powietrzu. Jego uścisk był tak mocny, że oboje spadliśmy na ziemię. Zdenerwowany, zamachnąłem się ogonem na smoka i po chwili smok był od pasa w dół pokryty lodem. Wstałem, otrzepałem się i zmieniłem w człowieka. Wtedy kolorowy smok stanął w płomieniach, skutecznie topiąc mój lód. Smok podszedł bliżej i zmienił się w wysoką dziewczynę o blond-niebieskich włosach. Spojrzałem na nią nieufnie. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem.
- A ty to kto?- odezwała się pierwsza.- Nie widziałam cię wcześniej w Stadzie Wody.
- Może najpierw ty się przedstawisz? W końcu to ty mnie zaatakowałaś.
- W porządku, Jestem Chloe.- powiedziała.
- El Cielo.
- Skąd się to wziąłeś?- powtórzyła pytanie.
- Wędruję. Jestem na wygnaniu ze Stada Smoków z Południa- odparłem.
- To są tereny Stada Wody- wyjaśniła.- Jesteś smokiem wody?
- Może...- odparłem wymijająco, nie chcąc wspominać o moich mrocznych zdolnościach. Trzeba się zaprezentować z jak najlepszej strony.
- Eh..- westchnęła.- To tak czy nie?
Nagle poczułem piekący ból w klatce piersiowej. Złapałem się za brzuch i zgiąłem się w pół, bo ból zaczął się rozprzestrzeniać po całym ciele. Wiedziałem już co teraz nastąpi. Wizja.
Upadłem na ziemię, a moim ciałem wstrząsnęły drgawki. Chloe podeszła i chwyciła mnie za ramiona, próbując się czegoś dowiedzieć. Odepchnąłem ją tylko i wycharczałem:
- Idź już! Obejdę się bez pomocy!
Zaczął pojawiać się obraz. Blizna na mojej dłoni rozbłysła i zobaczyłem siebie, Chloe i jakąś ciemnowłosą dziewczynę jak chodzimy po lesie i śmiejemy się. W oddali zobaczyłem smoki i ludzi. Czyli o to chodziło. Muszę dołączyć do Stada.
Po kilku minutach drgawki ustały, a ból przeszedł. Wstałem. Chloe cały czas patrzyła na mnie.
- Zapomnij o tym, jasne?- Popatrzyłem jej w oczy.- Nikomu o tym nie wspominaj. Wstępuję do Stada. Jestem smokiem wody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz