poniedziałek, 22 lipca 2013

(Stado Ziemi) od Jaelithe


Uciekałam przepełniona strachem. Ten atak totalnie nas zaskoczył. A wydawać by się mogło, że byliśmy gotowi na wszystko. Zaatakowali nas zdrajcy, ci którzy opuścili swą prawdziwą postać w zamian za większe magiczne umiejętności. "Magowie". Nie odezwałabym się do nich nawet słowem. Nawet bym na nich nie spojrzała. Niewielu wiedziało, że odkąd zdradzili nasz gatunek, polują na nas. Wczoraj wieczorem zaatakowali nas, władców więżąc nas w naszych awatarach. Na szczęście gdy szeptali urok zdążyłam częściowo ochronić się przed jego wpływem i za kilka dni powinnam wrócić do siebie. Ale moja rodzina nie. Najpotężniejsi z pośród władców smoków właśnie przestali być smokami. Najstarszy smoczy ród został unicestwiony. Magowie dopięli swego. W krainie zapanuje chaos, przejmą ją magowie. Dlatego uciekłam. Większość powiedziałaby, że stchórzyłam, jednak ja wiem, że był to jedyny wybór. Nigdy nie zostawiłabym swojego królestwa bez opieki, ale to było konieczne. Unicestwiliby mnie pierwszego dnia, a stanowczo dużo bardziej przydam się żywa. Posiadam moc twórczą, więc mogę kontynuować dzieło rodu i stworzyć kolejną spokojną krainę, której tym razem nie dosięgną magowie. Mam nadzieję, że moje smoki, a także inne stworzenia w porę się zorientują i zaczną uciekać. Na razie byłam zbyt słaba, aby cokolwiek zrobić.

Następnego dnia wstałam wraz ze wschodem słońca. Nie pamiętałam nawet kiedy zasnęłam. Ale sądząc po pozycji, musiałam być zbyt zmęczona i zasłabłam w biegu. Ostatnie co pamiętam, jest zamglonym wspomnieniem, w którym wchodzę do lasu i czuję obecność kilku smoków. Podniosłam się i ruszyłam dalej przed siebie z nadzieją, że nikogo nie spotkam. W tej postaci byłam praktycznie bezbronna, więc gdybym natknęła się na smoka mogłoby być nieciekawie. Idąc bacznie się rozglądałam wypatrując czegoś niepokojącego. Usłyszałam szelest odwróciłam głowę i zaczęłam się wycofywać. Uff.. to tylko zając. Nagle na coś wpadłam. Odskoczyłam jak oparzona, chociaż prawdopodobnie było to tylko drzewo. Gdy odwróciłam się zobaczyłam przystojnego chłopaka, od którego biła wyraźnie wyczuwalna aura ognia. Musiał być potężnym smokiem, na szczęście w postaci awatara. Zaniemówiłam. Patrzyliśmy się na siebie przez chwilę, ja z wyraźnym niepokojem, gdy w końcu powiedział:
- C-cześć jestem Gavin. A ty?
Widać było, że trochę się speszył i palnął pierwsze co mu przyszło do głowy.
 - Hej. Jestem Jaelithe.- odpowiedziałam drącym głosem - Szukam miejsca na założenie Stada Ziemi.
 - Mogę cię zaprowadzić jeśli chcesz. - powiedział swobodniejszym głosem niż wcześniej i się uśmiechnął.
 - Jakbyś mógł. - odwzajemniłam uśmiech.
Szliśmy przez jakiś czas w całkowitej ciszy. Szczęście mi dzisiaj sprzyjało, gdyż wybrał spacer zamiast lotu. Gdy weszliśmy na wielką polanę z wodospadem pośrodku złapał mnie za rękę. Ze zdziwieniem spojrzałam na niego starając się nie zarumienić. Dawno nie interesował mnie żaden chłopak. Odkąd staliśmy się obiektem polowań żyłam w świecie nieustannych obowiązków i gonitwy z przeznaczeniem. Nie wiedziałam co zrobić, więc szliśmy dalej trzymając się za ręce. W końcu zatrzymał się i powiedział sztywno:
- Tam jest jaskinia. - wskazał wejście
- Dzięki.
Ruszyłam we wskazanym kierunku sprawiając, by w każdym miejscu w którym stanęłam wyrosły drzewa bądź krzewy. Czułam się jak u siebie, sprzyjająca aura i wyczuwalna silniejsza więź z naturą. Jednak jak na tereny ziemi, było to straszne pustkowie. Jedna wielka równina porośnięta trawą sięgającą do pasa i wyżłobiona w ziemi jaskinia. Usiadłam na ziemi i zamknęłam oczy skupiając w sobie energię zamkniętą w Gai. Zmieniłam się w smoka. Tak. Tego właśnie trzeba mi było do przemiany. Wzbiłam się w powietrze oblatując swój teren dookoła. Wylądowałam przed wejściem do jaskini. Zamiast niej teraz wiło się tam pasmo górskie oddzielające mnie od terenów wody.
W litej skale znajdowało się mnóstwo jaskiń nadających się do zamieszkania zarówno przez pojedyncze smoki jak i całe grupy. Na samym dole, u podnóża najwyższego szczytu znajdowała się największa. Jednak ta, nie była przeznaczona do mieszkania. Sprawiłam, aby wejście do niej było widoczne tylko dla smoków mających ten wspaniały dar władania naturą. W centrum jaskini uformowałam podest na którym wyrosła mała jabłonka ze złotymi owocami. Obłożyłam to wszystko najmocniejszymi czarami ochronnymi i zamknęłam w drzewku całą energię życiową tego miejsca. Przynajmniej była bezpieczna. Na podest prowadziło 1000 schodów, a wejść na niego mogła jedynie osoba o czystych intencjach. Pozostali po dotknięciu stopą ziemi na podeście zamieniali się w pył. Jabłonka rodziła owoce co 100 lat. Teraz miała ich pięć. Każde miało magiczne właściwością i było przepełnione najczystszą energią życiową. Mogły uleczać, przywracać do życia, odnawiać, tworzyć... Jednak każdy mógł je spożyć tylko raz. Na Drzewku musiał zawsze wisieć jeden owoc, gdyby wszystkie zostały zerwane, uschłoby. Dodatkowo Drzewko nieprzerwanie kwitło. Jego kwiaty również miały magiczne właściwości, jednak nie tak potężne jak owoce. Czułam się spełniona. Od teraz byłam silnie powiązana z tym miejscem. Oddałam Drzewku większość swych mocy, gdyby obumarło, mnie też czeka rychła śmierć. Ale przynajmniej będzie chroniło tą krainę przed nieczystością i wpływami z wewnątrz. Utworzenie tego kosztowało wiele pracy i wysiłku. Byłam wyczerpana. Nie kończąc dzieła usnęłam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz